Najczęściej zadawane pytania
Zastrzeżenia prawne
Wskazówki dla użytkowników
Start Kontakt Mapa serwisu
1,5 proc. podatku dla OPP

KRS 0000148854

Federacja Inicjatyw Oświatowych
ma status
organizacji pożytku publicznego (OPP).
Pomóż nam ratować i wspierać
małe wiejskie szkoły -
przekaż FIO 1,5 procenta podatku.

Nasze konto:
93 1020 1026 0000 1502 0382 2558

Należymy do:

Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich Federacja Organizacji Służebnych MAZOWIA Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych

 

Szkolna kontrrewolucja

Wprost, 15 września 2008. Autorzy: Agnieszka Sijka, Krzysztof Grzegrzółka

Mieszkańców Dalewa i Gogolewa, dwóch od lat skłóconych wsi w Zachodniopomorskiem, pogodziła wspólna walka o uratowanie szkoły. Nie strajkowali, nie blokowali dróg. Po prostu przejęli likwidowaną przez samorząd szkołę, wprowadzili w niej swoje rządy, na własny koszt zatrudnili nauczycieli. I wygrali. Ich szkoła funkcjonuje nie gorzej niż podobne publiczne placówki.
Wprost - zrzut ekranu
 

 

W Polsce działa już kilkaset szkół przejętych od samorządów i prowadzonych przez rodziców. Uczy się w nich około 4 tys. dzieci.

 

Oddolna rewolucja

Pierwsza z niepublicznych szkół powstała w gminie Dwikozy, jednej z najbiedniejszych w Polsce. Osiem lat temu jej wójt postanowił zlikwidować małą podstawówkę w podsandomierskiej wiosce Góry Wysokie. Według urzędników, do szkoły chodziło za mało dzieci, a koszt jej utrzymania był za wysoki. Mieszkańcy wioski nie pogodzili się z decyzją lokalnych władz. Po kilku miesiącach założone przez nich Stowarzyszenie na rzecz Ekorozwoju Wsi Góry Wysokie przejęło placówkę. Dziś szkoła w Górach Wysokich, w której uczy się 68 dzieci, jest jedną z najlepszych w regionie, w rankingach zajmuje drugie miejsce w powiecie sandomierskim. Uczniowie mają dostęp do Internetu, już w zerówce zaczynają się uczyć angielskiego, a w czwartej klasie niemieckiego. Do podstawówki w Górach Wysokich swoje pociechy wysyłają nie tylko rodzice z okolicznych wiosek, ale nawet z Dwikoz. – Tak rozpoczęła się oddolna reforma edukacji – mówi Alina Kozińska-Bałdyga, prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych, organizacji, która pomaga zakładać niepubliczne wiejskie placówki oraz prowadzi projekt "Małe szkoły".

 

Znikające szkoły

Przez ostatnie dziewięć lat z edukacyjnej mapy Polski zniknęło 5 tys. szkół podstawowych. Masowa likwidacja rozpoczęła się wraz z wprowadzeniem w 1999 r. przez rząd Jerzego Buzka reformy edukacji. Tylko w pierwszym roku reformy samorządy zamknęły ponad tysiąc placówek. Z szacunków MEN wynika, że od rozpoczęcia zmian co roku zamyka się około 100 szkół. Najwięcej na Dolnym Śląski, Mazowszu i w Wielkopolsce.

Wraz z wejściem w życie przepisów nowej ustawy o systemie oświaty polska szkoła przestała być dwustopniowa (podstawówka i liceum), a stała się trzystopniowa (podstawówka, gimnazjum i liceum). Utworzenie gimnazjów oznaczało przegrupowanie pieniędzy w edukacyjnym budżecie. Dla lokalnych władz łatwiejsze było stworzenie jednego molocha niż prowadzenie kilku mniejszych placówek, w których trzeba było zatrudnić odpowiednią liczbę nauczycieli i opłacić rachunki. Dodatkowym argumentem za zamykaniem podstawówek był niż demograficzny. Z danych GUS wynika, że każdego roku w szkolnych ławkach zasiada ponad 200 tys. dzieci mniej. Jeszcze trzy lata temu do różnego typu szkół w Polsce chodziło ponad 6,85 mln uczniów. Dziś jest ich niewiele ponad 6,3 mln.

– Trzy lata temu kłopot z niewielką liczbą uczniów miało 85 proc. placówek na wsi, za cztery lata ten problem dotknie już 90 proc. gmin – mówi dr Maciej Jakubowski z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Jakubowski przez kilkanaście miesięcy badał małe wiejskie szkoły prowadzone przez stowarzyszenia. W swej pracy opisał 100 takich placówek. W większości z nich liczba uczniów nie przekracza 100, ale zdarzają się szkoły, w których jest jedynie kilkoro dzieci. To właśnie te placówki są prowadzone przez rodziców. Z danych Federacji Inicjatyw Oświatowych wynika, że w całym kraju działa około 350 takich placówek. W niektórych gminach, np. w Głuchołazach, działa już pięć szkół przejętych przez rodziców. W Małopolsce w ciągu jednego roku powstało ich 30.

 

Inkubatory przedsiębiorczości

Siedem lat temu mieszkańcy skłóconych wsi Dalewo i Gogolewo dowiedzieli się, że miejscowa podstawówka ma zostać zamknięta ze względów finansowych. – Nie strajkowaliśmy, bo szkoda było naszego czasu. Powołaliśmy stowarzyszenie, które stało się organem założycielskim szkoły – opowiada Elżbieta Rink, obecnie wójt gminy Marianowo, do której należą Dalewo i Gogolewo. Walka o szkołę tak zjednoczyła mieszkańców obu wsi, że zapomnieli o kłótniach. Na pierwsze pensje dla nauczycieli wzięto kredyt. Na opał i rachunki za prąd składali się rodzice. Po siedmiu latach w budynku wymieniono okna, wykładziny i kupiono komputery.

Okazuje się, że placówki przejęte przez lokalne organizacje są w znacznie lepszej sytuacji finansowej niż te dotowane tylko przez samorząd. Pieniądze na ich utrzymanie pochodzą z kilku źródeł, m.in. z subwencji oświatowej, działalności gospodarczej czy też programów unijnych. Organizacje prowadzące szkoły nie tylko racjonalizują wydatki, ale także szukają dodatkowych źródeł finansowania. Nauczyciele z Sokołowa przejęli likwidowaną szkołę. Swoją działalność finansują m.in. z dochodów, jakie zapewnia im wynajmowanie kombajnu, który kupili za pieniądze z odpraw. Inne placówki zarabiają na wynajmie pomieszczeń, np. na filie banków czy poczty.

 

Szkodliwa "Karta Nauczyciela"

W większości szkół 85-90 proc. kosztów stanowi sztywne wynagrodzenie nauczycieli wypłacane przez gminę na podstawie zapisów w „Karcie nauczyciela". Głównym grzechem publicznych szkół jest przerost zatrudnienia – 25-35 proc. pracowników to osoby niezwiązane z nauczaniem. W niepublicznych placówkach nie obowiązuje „Karta nauczyciela", tylko kodeks pracy. To przynosi dodatkowe korzyści, bo nauczyciele pracują nwet 27 godzin tygodniowo, a nie 18. Stosowanie „Karty nauczyciela" może wręcz doprowadzić do bankructwa niektórych gmin. Tak było w wypadku gminy Olszanica, której władze zostały zmuszone do wzięcia komercyjnego kredytu na wynagrodzenia nauczycieli.

 

Wieś rządzi

Uczniowie ze szkół prowadzonych przez lokalne stowarzyszenia coraz częściej z końcowych egzaminów dostają lepsze oceny niż ich koledzy z dużych miast. Dr Maciej Jakubowski porównywał wyniki testów uczniów z wiejskich niepublicznych podstawówek z placówkami samorządowymi. – To mit, że dzieci z takich szkół mają problemy ze zdaniem testów. Niewielkie klasy gwarantują lepsze wyniki w nauce – zauważa Maciej Jakubowski.

– Dzieci z rodzin, w których nauka nie jest priorytetem, w dużych placówkach giną w tłumie. Nauczyciele nie są w stanie poświęcić im tyle czasu, ile należy – zaznacza Kozińska-Bałdyga. Jej zdaniem, zaangażowanie rodziców w proces kształcenia podnosi jego poziom. Placówki przejęte przez rodziców zajmują wysokie miejsca w rankingach. Większość dzieci doskonale sobie radzi potem w liceach. 60 proc. z nich zdaje maturę i idzie na studia. Przykładem jest szkoła w Górach Wysokich. Rodzicom udało się to, czego nie mógł zrobić samorząd. Zajęcia w szkole prowadzi logopeda, śpiewu uczy zawodowy muzyk, a tańca – profesjonalna instruktorka. Mała szkoła, oprócz lepszych wyników w nauce, gwarantuje też lepszą integrację uczniów.

 

Krystyna Szumilas – wiceminister edukacji:

Zamknięcie kilkuset szkół było wielką stratą dla lokalnych społeczności. Dziś placówki, które chce przejąć lokalna organizacja, najpierw muszą zostać zlikwidowane. Likwidacja i przejęcie szkoły przez stowarzyszenie trwa rok. Zanim zostaną załatwione wszystkie formalności, nikt nie sfinansuje nauki dzieci. MEN już pracuje nad przepisami ułatwiającymi zakładanie szkół przez stowarzyszenia.