Najczęściej zadawane pytania
Zastrzeżenia prawne
Wskazówki dla użytkowników
Start Kontakt Mapa serwisu
1,5 proc. podatku dla OPP

KRS 0000148854

Federacja Inicjatyw Oświatowych
ma status
organizacji pożytku publicznego (OPP).
Pomóż nam ratować i wspierać
małe wiejskie szkoły -
przekaż FIO 1,5 procenta podatku.

Nasze konto:
93 1020 1026 0000 1502 0382 2558

Należymy do:

Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich Federacja Organizacji Służebnych MAZOWIA Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych

 

Rodzice chcą przejmować szkoły

Polska The Times, 26 stycznia 2009. Autorka: Alina Kozińska-Bałdyga

Alina Kozińska-Bałdyga, przewodnicząca Federacji Inicjatyw Oświatowych: Dyskusja o tym, czy Lech Kaczyński powinien zawetować przyjętą przez Sejm ustawę oświatową czy nie, jest bezprzedmiotowa. Najpierw bowiem ten dokument trafi do Senatu. I mam nadzieję, że wyższa izba naszego parlamentu dokona jego modyfikacji.
Polska The Times - zrzut ekranu
 

Bo czytając tę ustawę, można odnieść wrażenie, że napisały ją osoby niemające pojęcia o realiach funkcjonowania szkół na wsiach. Ustawa oświatowa dotyka dwóch kwestii: wysłania do podstawówek sześciolatków oraz możliwości przejmowania szkół przez stowarzyszenia czy osoby fizyczne. Dużo więcej dyskusji dotyczy problemu pierwszego. To błąd, gdyż drugi jest dużo ważniejszy. Dla wielu wsi i małych miasteczek to wręcz sprawa życia i śmierci – a dokładniej sprawa tego, czy dzieci stamtąd zdobędą edukację, czy też będą od niej odcięte.

Aby zrozumieć problem szkół w małych ośrodkach, trzeba cofnąć się do czasu reformy oświaty wprowadzonej w 1999 roku przez Mirosława Handkego. Jedno z jej założeń polegało na ekonomizacji kosztów utrzymania szkół. Generalnie ta zasada sprawdza się dobrze – oprócz terenów wiejskich. Gminom bowiem bardziej opłaca się centralizacja szkół niż utrzymywanie małych podstawówek w każdej wsi. Doprowadziło to do masowego zamykania placówek. W ciągu ostatnich 10 lat zamknięto ich w Polsce cztery tysiące! Rodzice w związku z tym muszą posyłać dzieci do szkół w większych miejscowościach. Zmusza to uczniów do pokonywania po kilka kilometrów dziennie.

Na mocy ustawy rodzice będą mogli się stowarzyszać, by zapewnić swym dzieciom odpowiednią edukację blisko domu, bez konieczności pokonywania dziesiątek kilometrów każdego tygodnia. Mamy wiele przykładów takich działań, więc nie wątpię, że nowa legislacja pozwoli wyzwolić pokłady energii i pomysłowości rodziców marzących o szansach lepszego startu dla dzieci. Problem tylko w tym, że od razu na początku napotkają oni mnóstwo problemów, których nowa ustawa nie rozwiązuje – a powinna.

Przede wszystkim kwestia budynków. Wystarczy przyjrzeć się sporowi, jaki trwa w Lipnicy w gminie Dębowa Łąka, by zrozumieć problem. Tam już w 2001 roku zaczęto mówić o likwidacji miejscowej podstawówki. W odpowiedzi na to rodzice zawiązali stowarzyszenie Mała Ojczyzna i zaczęli przygotowywać się do uruchomienia własnej placówki. Gdy w 2007 roku szkoła ostatecznie została zamknięta, wkroczyli do akcji. I tu spotkała ich przykra niespodzianka – wójt Stanisław Szarowski nie zgodził się przekazać im budynku, aby mogli w nim otworzyć szkołę niepubliczną. Twierdzi, że dojazd do szkoły w oddalonych o pięć kilometrów Wielkich Radowiskach nie jest problemem, a tam dzieci będą się lepiej uczyć, bo nauka w klasach liczących dwadzieścia kilka osób zmusza do rywalizacji. Do zmiany decyzji nie przekonała go nawet uchwała rady gminy sugerująca przekazanie budynku Małej Ojczyźnie ani świetne opinie, jakie zebrał biznesplan tego stowarzyszenia.

Takich problemów w całym kraju będzie więcej – wójtowie zwyczajnie wolą budynki będące dawniej siedzibami szkół wykorzystywać komercyjnie, niż pozwalać tworzyć tam niepubliczne podstawówki. Tymczasem ustawa nic nie mówi o takich sytuacjach – decyzję uzależnia od dobrej woli wójta. Ten szczegół na pewno wymaga poprawy.

Kolejna kwestia dotyczy wielkości szkół, które mogą być przekazane jednostkom niepublicznym. Pod naciskiem SLD rząd zgodził się, by były to placówki mające nie więcej niż 70 uczniów. Skąd ta liczba? Mam wrażenie, że z sufitu. Szkoły wiejskie w Polsce mają średnio 104 uczniów. Gdyby więc taką liczbę wpisano do ustawy, to miałoby to jakieś uzasadnienie. Natomiast 70 nie ma żadnego. Ciągnie to natomiast za sobą komplikacje. Już bowiem placówkę, która ma 72 uczniów, będzie można zlikwidować. Wójtowie chętnie to zrobią, bo centralizując szkoły w swojej gminie, oszczędzają pieniądze. Utrudnia to natomiast działanie stowarzyszeniom, które chcą przejmować placówki – im są one większe, tym łatwiej nimi zarządzać, zdobywać fundusze na ich utrzymanie. To kolejna sprawa nieujęta w nowej ustawie.

Następny problem wiąże się z kompetencjami ludzi. Sejm w ustawie stworzył możliwość przejmowania szkół, ale nie wskazał dokładnie, kto może tego dokonywać. Owszem, istnieje w Polsce wiele kompetentnych stowarzyszeń, jak chociażby Edukator, które ma pod swymi skrzydłami 27 placówek. To dobre stowarzyszenie, świetnie opiekuje się swymi szkołami. Ale w tej reformie nie o to powinno chodzić. Nie powinno stać się tak, że małe podstawówki przejmują profesjonalne konsorcja, lecz by robili to lokalni mieszkańcy. Przecież oni najlepiej wiedzą, jak chcą kształcić własne dzieci. Tylko że teraz nie mają pojęcia, w jaki sposób za to się zabrać. Nie ma dla nich żadnych fachowych szkoleń, nikt nie tłumaczy im, w jaki sposób taką placówkę się prowadzi. Mówiąc obrazowo, nowa ustawa daje narzędzie bez dołączonej instrukcji jego obsługi – to kolejna wada właśnie przyjętego dokumentu.

I jeszcze jeden błąd legislacyjny – ustawodawca w ogóle nie zmienił systemu finansowania szkół niepublicznych. Obecne przepisy, uchwalone jeszcze na początku lat 90., gdy w Polsce masowo powstawały szkoły prywatne, mówią, że właściciele takich placówek dostają dotacje z budżetu dopiero od piątego miesiąca, a przez pierwsze cztery nie dostają ani złotówki. Na pewno taki system utrudnia działanie różnego rodzaju wyłudzaczom – ale też właściwie paraliżuje działania małych stowarzyszeń, które chcą prowadzić szkoły dla kilkanaściorga, kilkadziesięciorga dzieci. Takie organizacje najczęściej pozbawione są własnych funduszy - bez wsparcia z budżetu nie są w stanie samodzielnie sobie poradzić.

Generalnie ustawa oświatowa zezwalająca na przekazywanie szkół stowarzyszeniom to krok we właściwym kierunku. Jednak ten dokument ma mnóstwo niedoróbek – powyżej wymieniłam tylko te najpoważniejsze. Ich usunięcie pozwoliłby małym społecznościom zatroszczyć się o los własnych dzieci. Byłby to kolejny krok w kierunku decentralizacji państwa. W tym roku mija 10 lat od reformy rządu Jerzego Buzka, który tworząc powiaty i dając im osobowość prawną, pozwolił mieszkańcom realnie rządzić we własnym regionie. Ale szkolnictwo ciągle w dużej mierze zarządzane jest centralnie. Przekazując choć część szkół lokalnym stowarzyszeniom, czynimy z nich gospodarzy we własnych gminach.