Najczęściej zadawane pytania
Zastrzeżenia prawne
Wskazówki dla użytkowników
Start Kontakt Mapa serwisu
1,5 proc. podatku dla OPP

KRS 0000148854

Federacja Inicjatyw Oświatowych
ma status
organizacji pożytku publicznego (OPP).
Pomóż nam ratować i wspierać
małe wiejskie szkoły -
przekaż FIO 1,5 procenta podatku.

Nasze konto:
93 1020 1026 0000 1502 0382 2558

Należymy do:

Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich Federacja Organizacji Służebnych MAZOWIA Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych

 

Na małych szkołach nie da się zrobić dużych pieniędzy

Polska The Times, 26 stycznia 2009. Autor: Konrad Dulkowski

Przyjęta w piątek nowelizacja ustawy oświatowej gwarantuje, że stowarzyszenia albo osoby prywatne będą mogły przejmować szkoły publiczne. Posłowie PiS ostrzegają, że to spowoduje prywatyzację nauczania. Sprawdziliśmy więc jak funkcjonują placówki prowadzone przez stowarzyszenia.
Polska The Times - zrzut ekranu
 

- Nie znam przykładu wiejskiej szkoły, na której można zbić majątek – śmieje się Arkadiusz Rosa prowadzący niepubliczną podstawówkę w Dylewie koło Ostródy. To jedna z pierwszych szkół, jakie powstały w 1999 r. na pierwszej fali likwidacji 3,5 tys. wiejskich placówek. Według ówczesnych przepisów nie można było płynnie zmienić podmiotu zarządzającego szkołą (jak to zakłada nowa ustawa), najpierw gmina musiała zlikwidować szkołę, zwolnić nauczycieli, a dopiero na ruinach można było powołać coś nowego. 10 lat temu Arkadiusz Rosa nie miał pojęcia, jak powołać stowarzyszenie, więc zaryzykował, zakładając działalność gospodarczą.

- To był potworny stres – wspomina. - Od września do grudnia nie dostaliśmy ani złotówki z budżetu, potem tylko połowę tego, co szkoły publiczne, tyle przewidywano na niepubliczne placówki. Takie dziurawe prawo obowiązywało wszystkie szkoły niepubliczne. Kiedy zmieniał się podmiot zarządzający, to dostawał subwencję oświatową dopiero od stycznia, podczas gdy rok szkolny zaczynał się we wrześniu. Co zrobić przez te cztery miesiące?

- Trzeba było prosić nauczycieli, żeby pracowali za darmo, nie było innego wyjścia – opowiada Beata Złoch, szefowa stowarzyszenia rodziców prowadzącego szkołę w Szopie koło Kartuz na Pomorzu. - Ludzie przyjeżdżali swoimi samochodami, a nawet nie można im było zwrócić za paliwo. Fatalnie z tym się czułam – wspomina.

Wprowadzona nowelizacja ma ustrzec przed podobnymi sytuacjami, bo nie będzie przerwy w działalności placówki. Dzieci pójdą na wakacje ze szkoły gminnej, a wrócą we wrześniu do niepublicznej.

- To szansa dla likwidowanych małych szkół wiejskich – ocenia nową ustawę Elżbieta Tołwińska-Królikowska, wiceprezes Federacji Inicjatyw Oświatowych. Jednak posłowie PiS mają odmienne zdanie. Od dawna ostrzegali, że ułatwienia to nic innego, jak otwarta furtka do prywatyzacji oświaty. Kiedy samorządy przekażą placówki w ręce stowarzyszeń państwo straci kontrolę nad nauczaniem. A nowi zarządzający szybko znajdą sposób jak zbić majątek na oświacie. Nie przekonała ich nawet poprawka ograniczająca możliwość przekazania placówek wyłacznie do szkół mających nie więcej niż 70 uczniów, czyli w praktyce do małych placówek typowych dla wsi.

- Samorządy będą omijały ten przepis ograniczając liczbę uczniów, by potem przekazać szkołę – przekonuje poseł PiS Sławomir Kłosowski, były wiceminister gospodarki. Jednak praktyka szkól niepublicznych pokazuje, że raczej nie ustawi się zaraz kolejka chętnych do tego, by zostać milionerami czerpiąc pieniądze z subwencji oświatowych. Wiejskie szkoły raczej muszą oszczędzać żeby związać koniec z końcem. A o czesnym nie może być mowy, nikt na wsi nie będzie płacił za naukę, gdy rodziców często nie stać na wykupienie obiadów za 1,20 zł.

- Gminnym szkołom wójt zwykle coś dokłada, dyrektor takiej placówki często nawet nie wie, ile kosztuje utrzymanie – wyjaśnia Elżbieta Tołwińska-Królikowska. W niepublicznych na to samo musi wystarczyć goła dotacja, worek z pieniędzmi jest jeden na wszystkie cele. I wciąż nowe dylematy - wymienić okna, to może nie wystarczyć dla nauczycieli. Nie wymienić – koszty ogrzewania przez zimę wykończą budżet.

- W gminnej szkole pedagodzy dostawali ponad 1000 zł, teraz 600-800 na rękę – opowiada Mikołaj Gassen-Piekarski, prezes stowarzyszenia nauczycieli, którzy w 2001 r. przejęli szkołę w Dylewie koło Golubia-Dobrzynia. Podobnie dzieje się w innych jednostkach niepublicznych. Bez Karty nauczyciela nikt nie może liczyć na dodatek wiejski, trzynastki są rzadkością.

- Wcześniej były trzy sprzątaczki, teraz jest jedna, która dodatkowo gotuje w stołówce – mówi Arkadiusz Rosa. Dyrektor sam pali w piecu, a nauczyciele sprawdzają, czy nie zostały gdzieś zapalone niepotrzebnie żarówki. Pomagają rodzice. Matki przychodzą posprzątać klasy, ojcowie biorą na siebie drobne naprawy. Szkoła staje się wspólną sprawą całej wsi i jednoczy lokalną społeczność. Budynek szkolny w Szopie remontowali mężczyźni, a kobiety przygotowywały posiłki. Kilka razy w roku szkoła zmienia się w miejsce spotkania całej wsi, która wspólnie obchodzi np. Dzień Babci lub Wigilię.

Po pięciu latach funkcjonowania szkoła dorobiła się nowoczesnej sali komputerowej, stowarzyszenie otworzyło przedszkole, przez co matki uwolnione z domów poczuły, że chcą coś zrobić ze swoim życiem.

- To moja osobista satysfakcja, że wiele z nich poszło do liceum albo na studia, zaczęły pracować - mówi Beata Złoch.

Zdaniem praktyków z Federacji Inicjatyw Oświatowych przepisy nowej ustawy wymagają jeszcze dopracowania, ale to krok w dobrym kierunku. Nadal nie jest znane stanowisko prezydenta Kaczyńskiego, który zapowiadał, że nie poprze nowelizacji. Jednak ustawę poparło SLD, gdy tylko zaakceptowano ich poprawki do projektu. I dzięki temu koalicja dysponuje większością pozwalającą odrzucić ewentualne weto.