
ma status
organizacji pożytku publicznego (OPP).
Pomóż nam ratować i wspierać
małe wiejskie szkoły -
przekaż FIO 1,5 procenta podatku.
Nasze konto:
93 1020 1026 0000 1502 0382 2558
Wielka sprawa Małej Ojczyzny Nowości. Dziennik Toruński, 27 czerwca 2008. Autorka: Małgorzata Oberlan W Lipnicy nie ma spokojnych wakacji. Rodzice skupieni w stowarzyszeniu "Mała Ojczyzna" walczą, by w likwidowanej podstawówce powstała szkoła niepubliczna. O pomoc proszą wojewodę, bo wójt nie chce użyczyć budynku.
![]() - Nie jesteśmy oszołomami, którzy z motyką porywają się na słońce, tylko grupą, która przy poparciu lokalnej społeczności chce poprowadzić na wsi małą, dobrą szkołę. I wiemy, jak to zrobić – Małgorzata Olejarczuk, przewodnicząca stowarzyszenia na rzecz rozwoju wsi Lipnica, Małe i Wielkie Pułkowo, Sokoligóra "Mała Ojczyzna" patrzy rozmówcy prosto w oczy. Radna gminna drugiej kadencji szefuje organizacji od siedmiu lat. Typ silnej babki: krótka fryzura, spodnie, marynarka, spokojny, ale stanowczy głos.
Biznesplan zamiast wideł- Z bólem, ale zgodziliśmy się z decyzją Rady Gminy Dębowa Łąka o likwidacji publicznej Szkoły Podstawowej w Lipnicy. Wiadomo: niż demograficzny, ekonomia, itd. Nie chcieliśmy "robić drugiej Szafarni", choć chętnych do wejścia z widłami na dach szkoły było niemało – Małgorzata Olejarczuk przywołuje głośne wypadki z pobliskiej gminy Radomin, gdzie podczas likwidacji podstawówki doszło do zamieszek. - My, jako stowarzyszenie, mamy dla wójta konkretną propozycję. Chcemy poprowadzić tu szkołę niepubliczną. Biznesplan tego przedsięwzięcia pozytywnie ocenili fachowcy z Federacji Inicjatyw Oświatowych w Warszawie, która deklaruje stowarzyszeniu dalszą pomoc merytoryczną. Podobnie zresztą jak kuratorium oświaty. "Mała Ojczyzna" oprzeć się chce na subwencji oświatowej, która idzie za uczniem, i na funduszach, które od lat udaje jej się pozyskiwać na projekty edukacyjne, na przykład z Fundacji Stefana Batorego. Dzięki nim dzieci w Lipnicy nie tylko uczyły się już dodatkowo języka angielskiego i tańca, ale korzystają też z keyboardu, kamery, fotograficznego aparatu cyfrowego, dyktafonów. Z kolei dzięki współpracy z Klubem Rotariańskim były w Niemczech i regularnie dostają paczki świąteczne. Jednym słowem – szkoła ma przyjaciół. Mieszkańcy Lipnicy w powiecie wąbrzeskim (pierwsza z prawej Małogorzata Olejarczuk) wierzą, że ich dzieci nie będą musiały dojeżdżać do Wielkich Radowisk - A chyba najważniejsze jest nasze, rodziców, zaangażowanie – podkreśla Dariusz Zieliński, przewodniczący Rady Sołeckiej (córka w zerówce). - Jesteśmy przygotowani do wyremontowania szkoły. Zresztą, ostatnio też sami ją malowaliśmy. Farby i pędzle dostaliśmy za darmo z jednej z hurtowni, czasu nikt nie żałował. Dziś mamy już zapewnienie od rotarian, że pomogą nam wstawić plastikowe okna i urządzić boisko z prawdziwego zdarzenia. W 1978 roku, po pożarze szkoły, mój ojciec za darmo zrobił stolarkę okienną. Sąsiad - hydraulikę. Cała wieś pomagała odbudować placówkę. Chcemy postępować tak samo, bo szkoła to serce wsi. Jedyne, o co "Mała Ojczyzna" prosi wójta Stanisława Szarowskiego, to użyczenie budynku po likwidowanej szkole. To warunek konieczny, a decyduje gospodarz gminy. Ale on twardo mówi: "Nie". Dlaczego, nie? - Bo zgoda na poprowadzenie niepublicznej szkoły w tej wsi byłaby zaprzeczeniem celów reformy oświaty w gminie, której się podjąłem – Stanisław Szarowski, lekarz weterynarii kilkakrotnie powtarza tę formułę. - A co jest celem reformy? – dociekamy. - Likwidacja części szkół w gminie Dębowa Łąka – odpowiada wójt. Wójt Stanisław Szarowski zdaje sobie sprawę, że rodzice z Lipnicy mogą mu nie wybaczyć Wie, że Lipnica może mu nie wybaczyć. Zabrał się za likwidację podstawówki, do której chodziły jego dzieci, w której uczyła jego żona. Wreszcie, niedaleko której sam mieszka. Tłumaczy, że on i radni nie mieli innego wyjścia. Gmina odczuwa skutki niżu demograficznego. W 1992 roku w Dębowej Łące przyszło na świat 67 dzieci, w zeszłym – 30. Wójt nie kryje, że subwencja oświatowa przyznawana na lipnickie dzieci, ma wzbogacić pozostałe trzy podstawówki: w stolicy gminy, w Łobdowie i w Wielkich Radowiskach. Ta ostatnia ma przejąć lipnickich uczniów. Jeśli subwencję weźmie niepubliczna placówka, z ratowania pozostałych szkół - nici. Poza tym, jak czytamy w uzasadnieniu uchwały o zamiarze likwidacji szkoły z lutego 2008 roku, "nauka w klasach liczniejszych, mających np. 20–24 uczniów, jest korzystniejsza z pewnych względów". Tu wskazano, że "mobilizuje do rywalizacji przy większej konkurencji, co nie ma miejsca w klasie liczącej 3–7 osób" (a takie zdarzają się w Lipnicy). Zdaniem wójta, od 1 września lipniccy uczniowie nie odczują żadnych negatywnych zmian. Większość z nich będzie miała do pokonania 3 do 5 kilometrów. Wsiądzie do szkolnego autobusu, dojedzie do Wielkich Radowisk, a tam już czekać na nie będzie "prawdziwa szkoła". Z ponaddwudziestoosobowymi klasami, zdrową rywalizacją i lepszym zapleczem.
Małe jest dobre!Taka argumentacja zupełnie nie trafia do Aliny Kozińskiej-Bałdygi, przewodniczącej Federacji Inicjatyw Oświatowych w Warszawie. - W Polsce działa już 350 małych szkół prowadzonych przez organizacje pozarządowe. Powstały na bazie zlikwidowanych placówek publicznych. Kolejne są w fazie tworzenia. Ba, są wójtowie, którzy chcą mieć w gminie wszystkie szkoły prowadzone przez stowarzyszenia. Dlaczego? Bo okazało się to najlepszym sposobem na podniesienie poziomu nauczania w wiejskich placówkach. Takie niepubliczne szkoły dorównują średnim szkołom miejskim. Federacja Inicjatyw Oświatowych działa od 1999 roku, prowadzi wspierany przez MEN projekt "Mała Szkoła". - Rozumiemy punkt widzenia władz samorządowych, które starają się racjonalnie gospodarować pieniędzmi podatników. Nie godzimy się jednak, by o przyszłości wsi, regionu i całego kraju decydowały wyłącznie argumenty finansowe (koszty utrzymania szkół) i demograficzne (malejąca liczba uczniów), którymi w takich sytuacjach kierują się władze gminne. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, są względy społeczne, a te zazwyczaj przemawiają za pozostawieniem szkoły we wsi. Szkoła jest bowiem często dla wsi jedynym ratunkiem przed degradacją – podkreśla Kozińska-Bałdyga. Nie kryje, że do powstania małej szkoły potrzebne jest przynajmniej łaskawe oko gminnych władz. I podstawowy gest: użyczenie budynku. Z tym zrozumieniem u wójtów bywa różnie. Przywołuje przykłady z Kujawsko-Pomorskiego: Szafarnię w gminie Radomin i Sokołowo z sąsiedniej gminy Golub-Dobrzyń. W pierwszej wsi wójt konsekwentnie blokował rodzicom, którzy zawiązali stowarzyszenie, samodzielne poprowadzenie likwidowanej szkoły. Argumentował, że nie dysponuje lokalem, a budynku użyczyć nie chciał. Miał inne plany. Włączył go do Ośrodka Chopinowskiego.
Liczę na mediacjeGospodarz drugiej z gmin nie tylko użyczył placówkę sokołowskiemu stowarzyszeniu, ale i dodatkowo wsparł remontami, choć już obowiązku takiego nie miał. Niepubliczną placówkę w popegeerowskiej wsi przedstawia się dziś na forum ogólnopolskim jako modelowy przykład współpracy samorządu z organizacjami pozarządowymi. - Oddolne inicjatywy lokalnych społeczności to wielka wartość. Szczęśliwie, przybywa wójtów, którzy to rozumieją. Bywają jednak i tacy, którzy zamiast te inicjatywy wspierać, jeszcze im przeszkadzają – ubolewa Kozińska-Bałdyga. - W przypadku lipnickim liczę na mediacje wojewody kujawsko-pomorskiego, do którego zwróciła się "Mała Ojczyzna".
Daty ważne dla szkoły
Stowarzyszenie "Mała Ojczyzna" z Lipnicy było uczestnikiem projektu "Mała Szkoła na Turystycznym Szlaku", realizowanego przez Federację Inicjatyw Oświatowych wiosną 2008 roku (przyp. FIO).
|